Nie ma miejscowości – choćby najmniejszej i położonej dalej niż inne – gdzie nie jest możliwe samodzielne podjęcie przez mieszkańców ważnych i potrzebnych działań. Wszędzie tam, gdzie ludzie żyją wspólnie, mają oni związane z tym wspólnym życiem potrzeby, ale także sposobność do rozpoznawania i osiągania celów. Zawsze jesteśmy sobie potrzebni, nigdy też nie brak kogoś, kto na naszą pomoc i na dostrzeżenie przez wspólnotę liczy.
Wieś Sauri leży w zachodniej Kenii w hrabstwie Siaya, około 50 kilometrów na północ od trzeciego co do wielkości miasta kraju – Kisumu. Panuje tam tropikalny i wilgotny klimat, a przetrwanie mieszkańcom zapewniają chronione i niezabezpieczone źródła oraz płytkie studnie i zbiorniki na wodę deszczową. Plony są niskie, co stanowi główną przyczynę niedoboru żywności i niedożywienia. Oprócz rolnictwa prowadzonego na własne potrzeby mieszkańcy polegają również na przekazach pieniężnych wysyłanych przez osoby mieszkające i pracujące poza wioską.
Na początku wieku w Sauri rozpoczęto eksperyment, który miał na celu dostarczenie dalszych kenijskiemu Ministerstwu Planowania Stanu i Rozwoju Narodowego w celu zdobycia informacji o działaniach, które mogą być powtórzone w innych kenijskich dystryktach. Powstał kompleksowy planu Kenia Vision 2030 na rzecz wzrostu makroekonomicznego. Mieszkańcy uzyskali pomoc w tworzeniu programów rolniczych, edukacyjnych i zdrowotnych oraz przyciągając inne inwestycje finansowe i infrastrukturalne. Otrzymali fundusze w wysokości 120 dolarów rocznie na osobę. Wydajność rolnictwa w ograniczonym stopniu wzrosła po tym, jak rolnicy otrzymywali nawozy i ulepszone nasiona oraz szkolenia w zakresie dywersyfikacji upraw. W rezultacie rolnicy Sauri produkowali średnio o 10,1 worków więcej plonów na hektar niż rolnicy spoza wioski. Poprawie uległa sytuacja w ochronie zdrowia, edukacji, pojawiły się inwestycje.
Nie wszędzie docierają programy globalnych organizacji, które mają środki, by udzielać pomocy w takim wymiarze, jak to spotkało Sauri. Mało jest jednak miejsc tak pokrzywdzonych prze klimat, wojny, choroby i brak przyjaznego otoczenia. Większość tych okoliczności w przypadku Polski czy Europy nie istnieje, a przy tym mnóstwo jest źródeł inspiracji, wsparcia i różnego rodzaju energii, które mogą być wykorzystane. Kenijska wieś nie powinna być dowodem na konieczność znalezienia sponsora i dobrego wujka jako warunku rozwoju, ale zachętą do naprawy własnego, małego świata.
Im by się to nie udało, gdyby w sobie nie znaleźli dość determinacji. Nie ma miejscowości – choćby najmniejszej i położonej dalej niż inne – gdzie nie jest możliwe samodzielne podjęcie przez mieszkańców ważnych i potrzebnych działań. We współczesnej medycynie dostępne są terapie na praktycznie wszystkie zdiagnozowane schorzenia, podobnie jak liczba i zróżnicowanie instrumentów wsparcie lokalnych struktur z powodzeniem wystarcza na planowanie i wdrażanie rozwoju każdej miejscowości. Barierą pozostaje determinacja pacjentów do udziału w leczeniu i walki z chorobą, jak też gotowość wiejskich społeczności do odnajdywania się w tym trudnym świecie.
Nie zawsze potrafimy przyjąć, że możemy żyć lepiej. Może więc warto zacząć od myślenia o innych. Wszędzie tam, gdzie ludzie żyją wspólnie, mają oni związane z tym wspólnym życiem potrzeby, ale także sposobność do rozpoznawania i osiągania celów. Zawsze jesteśmy sobie potrzebni, nigdy też nie brak kogoś, kto na naszą pomoc i na dostrzeżenie przez wspólnotę liczy.
To się uda, tak jak się udało w kenijskiej wiosce na końcu świata. Smutek i łzy mają różny kolor skóry, ale zawsze jest na nie ta sama rada – wola działania własna i drugiego człowieka.
Sławomir Doburzyński
Źródło zdjęcia: CIMMYT
/Artykuł opracowany w ramach kampanii społecznej #IDEEprzezWieś/